..::Ostatni raz::..
To był zwykły szary dzień. Niczym nie różnił się od innych szarych dni. Tak samo zimno.
Olgierd wstał dziś jednak trochę wcześniej. Nie wiedzieć czemu coś kazało mu wstać o 8 rano i wyjść na dwór. Schodząc klatką schodową znów zauważył nowe bazgroły na ścianie. Miał już tego dość człowiek się męczy żeby odnowić klatkę a te gnojki znów to robią. Przyśpieszył kroku żeby oszczędzić sobie tego widoku. Otwierając drzwi klatki poczuł powiew świeżego powietrza. Zimnego powietrza które napawało go jeszcze większym przygnębieniem. Nigdy nie lubił zimy. A tego roku szczególnie dawała mu się we znaki. Idąc mijał tych samych ludzi co zwykle. Te same nieżyczliwe twarze. Niektórych z nich z chęcią by zabił bez większego wzruszenia. Kiedyś próbował zachować dla nich szacunek, powiedzieć ?dzień dobry? ale później zwątpił w to, że mogą się oni jeszcze zmienić i kiedyś wreszcie mu odpowiedzieć. Tego dnia coś zaczęło w nim wzbierać ale nie zwróciło to jego większej uwagi. Kiedy w końcu doszedł do przystanku spostrzegł nadjeżdżający właśnie autobus. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że autobus jechał gdzieś gdzie już dawno nie był. A tajemnicze uczucie które kazało mu wstać wcześniej, teraz kazało mu wejść do tego autobusu. Siedząc na jednym z wolnych miejsc patrzył na mijający go krajobraz i przypominał sobie dawne obrazy. Obrazy na których cieszył się swoim życiem. Lubił zimę i miał się tym z kim dzielić. W jego głowie pojawił się jej obraz. Niewysoka szczupła i niepozorna dziewczyna. Najpiękniejsze co mu się w życiu przytrafiło. Karolina. Znów poczuł to coś co czuł jadąc do niej pierwszy raz. Lecz tym razem wiedział tez, że z nią już nie będzie. Tak bardzo żałował tego co wtedy zrobił. Nauczył się z tym żyć jednak nigdy sobie tego nie wybaczył. Siedział tak w autobusie coraz bardziej przygnębiony. Obrazy przed oczami stawały się coraz bardziej uciążliwe. Wszystkie najszczęśliwsze momenty przemieszane z jego głupotą. Autobus stanął. To było tu. Ostatni przystanek. Wysiadł niepewnie, gdyby się dało wcale by nie wysiadał. Ale musiał. Coś poruszało jego nogami niosąc go wprost to jej domu. Pod klatką stało kilku głupich szczeniaków z osiedla. Patrzeli na niego krzywo. Pewnie dla tego, że kiedy próbowali mu wyperswadować pojawianie się tu nie udało się a wręcz wyszło im to na złe. Kiedy wszedł do klatki poczuł mocny i bardzo dziwny strach. Nie o spotkanie z nią. Jakiś inny nie nazwany rodzaj strachu który odebrał mu dech w piersi. Strach przed czymś przed czym nie ma możliwości obrony. Chciał stąd jak najszybciej uciec ale nie mógł. Jego nogi dalej prowadziły go na górę. Kiedy już był pod jej drzwiami zobaczył że są uchylone. Co w jej domu było praktycznie niemożliwe. A ze środka usłyszał tylko ciche szlochanie. Znał ten płacz. Tyle, że kiedyś to on był jego przyczyną. Szybko wszedł do środka sprawdzić co się stało. Wszedł sam. Żadna siła nie pchała go już do przodu. Dom był kompletnie zdemolowany, wszystkie rzeczy ułożone w szafkach teraz leżały bezładnie na podłodze. Istne pobojowisko. Głos dobiegał z pokoju Karoliny. Już stał przed wejściem do niego gdy na podłodze w kuchni spostrzegł ciało. To pewnie była jej matka. Miała na sobie swój zielony fartuch kuchenny który teraz był jednak cały czerwony. Krew. Ogromne ilości krwi płynące po podłodze. Nie mógł na to patrzeć a tym bardziej stać w miejscu kiedy Karolinie coś mogło grozić. Kiedy już był w środku zastał taki sam rozgardiasz jak w reszcie domu a w kącie skulona leżała ona. Jego największy skarb który stracił przez swoją głupotę. Podszedł do niej bliżej i usłyszał wypowiedziane przez łzy słowa ?nie... proszę... nie bij mnie już więcej...? i jeszcze większy płacz. Był zszokowany. Nie wiedział co ma zrobić, co powiedzieć i kto mógł to zrobić? Kto mógł być aż tak okrutny. Zbliżył się do niej. Wyciągnął rękę by ją przytulić. To był straszny widok. Kiedy poczuła zbliżającą się rękę zaczęła drżeć i skuliła się jeszcze bardziej. Musiał się odezwać. Uspokoić ją. ?Karolina... Nie bój się... To ja, Olgierd... Nie skrzywdzę cię...? przytulił ją delikatnie bo nie wiedział co może jej być. Dziewczyna podniosła głowę przetarła zapłakane oczy i rzuciła mu się na szyje ?Olgierd!! Co ty tu robisz??!! Jak dobrze że tu jesteś!!? Przytulił ją mocniej i nie zadawał zbędnych pytań. Trwali tak razem dłuższą chwilę. On ciągle zszokowany tym co właśnie zobaczył i ona. Mała przerażona i zapłakana istota. Kiedy dziewczyna trochę się uspokoiła zaczęła opowiadać mu co się stało. Jak po ich rozstaniu poznała Rafała. Jak wszystko się układało aż do momentu kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży. W tedy w chłopaka wstąpił demon. Ciągle krzyczał i bił ją a kiedy wczoraj wypił przeżyły wraz z matką koszmar. Zdemolował im całe mieszkanie. I bił ją. Kiedy matka stanęła w jej obronie rzucił nią do kuchni i rozbił jej głowę o stół, potem jeszcze długi czas ją kopał. A później wrócił do Karoliny i jej również nie oszczędzał. Następnie wyszedł gdzieś obiecując, że wróci i, że jak będzie próbowała uciec to będzie jeszcze gorzej. Po wysłuchaniu tej historii Olgierd stwierdził, że trzeba zadzwonić po policję a ją koniecznie odwieźć do szpitala. W tym momencie dziewczyna mocno się wystraszyła. Nie chciała opuszczać domu bojąc się, że Rafał się zemści. ?Nie bój się. Nie pozwolę Cię skrzywdzić?. Przytulił ją mocniej i przekonał do tego aby jednak udać się do szpitala. Wychodząc z pokoju objął ją w taki sposób by nie widziała kuchni. Kiedy w końcu dotarli do szpitala dziewczynę od razu wzięto na stuł zabiegowy by nie doszło do poważnych konsekwencji poronienia. Chłopak siedział sam w poczekalni i rozmyślał. Rozmyślał o tym co właśnie się stało. Jak to możliwe żeby coś kazało udać mu się do Karoliny akurat w takim momencie. Był w wielkim szoku gdy nagle pomyślał ?A jeśli to tylko sen??
..::Nowa rzeczywistość::..
Olgierd wciąż nie mógł uwierzyć w to co się stało. Przez pół roku mieszkał sam. Kiedy jego matka zaczęła jeździć do pracy do Niemiec on sam zamieszkał w kawalerce w centrum miasta. Miał stamtąd lepszy dostęp do pracy. Odkąd nie dostał się na studia zaczął dorabiać w kancelarii prawnej. Nie miał wysokiego wykształcenia ale miał instynkt i talent. Szef bardzo go doceniał i wyróżniał kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Mieszkał tak sobie spokojnie wyciszając się i oddając pracy. A teraz? Teraz mieszkał z nimi. Kiedy Karolina trafiła do szpitala jej stan okazał się być bardzo ciężki. Gdyby nie doprowadził jej tam na czas znów stracił by wszystko. Przez trzy miesiące dziewczyna leżała w szpitalu a Olgierd zrobił wszystko żeby Rafał trafił do jak najcięższego więzienia. Również na prośbę Karoliny zadbał o ich rozwód. Wszystko to było dość kosztowne i sam by sobie z tym nie poradził jednak udało mu się przekonać matkę na sprzedaż mieszkania w którym ona spędzała tylko 3 miesiące w roku. Teraz matka wracając do polski mieszkała u babci. A on mógł wszystko sfinalizować. Swoja kawalerkę zamienił na większe mieszkanie. W końcu Karolina nie mogła wrócić do swojego starego mieszkania. Mogło by to źle wpłynąć na jej psychikę. A on naprawdę bardzo ja kochał i nigdy nie wybaczy sobie tego co zrobił przed laty. Dwa miesiące po tym jak zamieszkali razem urodziła się Maja. Malutka istota dzięki której dziewczyna nie załamała się kompletnie. Olgierd robił co tyko mógł żeby Karolinie i dziecku niczego nie zabrakło. Kiedy jeszcze była w szpitalu wiele rozmawiali o tym co stało się kiedyś. Próbował wyjaśnić jej swoje zachowanie. I udało się. Wybaczyła mu. Między nimi znów pojawiła się więź. Zawsze świetnie się rozumieli, po prostu kiedyś wszystko poszło w złym kierunku. To musiało się stać. Musieli się rozstać aby lepiej poznać siebie. Teraz często chodzili z dzieckiem na długie spacery. Rozmawiali do późna. Znów łączyły ich uczucia. Choć żadne otwarcie się do tego nie przyznawało. Olgierd często wieczorami leżąc w łóżku rozmyślał o tym jak potoczyło by się jego życie gdyby tego dnia coś nie kazało by mu pójść do jej domu. Wtedy stracił by ją na zawsze. Po tym jak się rozstali zawsze do niej tęsknił. Wmawiał sobie, że umie sobie z tym poradzić i zepchnął to gdzieś w głąb siebie by o tym nie myśleć. Jednak w głębi serca zawsze o niej myślał. Kiedy widział ją na ulicy jadąc autobusem w jego duszy aż wrzało od żalu, że mógł tak to zepsuć. Jednak teraz dostał kolejną szanse. Wiedział że teraz musi zrobić wszystko jak należy żeby być naprawdę szczęśliwym. Żeby wszystko dobrze się skończyło. Pewnego dnia Olgierd poprosił Karolinę aby spotkała się z nim po pracy w pobliskiej przytulnej knajpce. Nie wiedziała czemu aż tak mu na tym zależy ale czemu miała by odmawiać. W końcu bardzo go lubiła. O umówionej godzinie czekała pijąc sok przy stoliku. Tego dnia wprowadzili tu coś nowego. Tuż koło jej stolika jakaś mało znana kapela przygrywała potęgując szczególny klimat tego miejsca. Nagle do Karoliny podszedł jakiś obcy mężczyzna z najdłuższą czerwoną różą jaką kiedykolwiek widziała. Wręczył jej kwiat i odszedł. Dopiero po chwili zaskoczona dziewczyna usłyszała, że kapela gra jej ulubiony utwór. Jednak cos jeszcze przykuło jej uwagę. Głos wokalisty wydał się dziwnie znajomy. Spojrzała w stronę muzyków i z wrażenia aż wstała. Nigdy by nie pomyślała, że Olgierd potrafi tak świetnie śpiewać. A kiedy już skończył znów ją zaskoczył. Stojąc za mikrofonem powiedział słowa które powoli wlatując przez uszy rozlewały się ciepło po całym jej ciele. ?Karolina. Czy wyjdziesz za mnie?? po tych słowach przy stoliku pojawił się kelner z pierścionkiem który przypominał delfina, jej ulubione zwierze. W miejscu oka miał błękitny kryształ. Był piękny. Cała sala patrzyła na nią z wyczekiwaniem. Z każdą chwilą oczekiwania napięcie sięgało w coraz mniej dostępne zakamarki lokalu. W głowie dziewczyny ciągle brzmiały te słowa. Spojrzała na pierścionek potem na Olgierda i znów na pierścionek. W końcu ruszyła w jego stronę rzuciła mu się na szyję i powiedziała. ?Tak. Oczywiście, że TAK!?